Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Kiedy Szarecki pozostał sam, jakiś dziwny uśmiech rozjaśnił mu oblicze. Usiadł za biurkiem, wyciągł z szuflady papier listowy i pomyślawszy chwilę, powoli począł pisać:

Droga Zosieńko!
Więc szczęśliwie przeszedłem dziś próbę i nie zdradziłem Twego zaufania! Oparłem się nareszcie tej fatalnej mocy, która przez tyle czasu czyniła ze mnie swego niewolnika... Och, jakżeż pogardzam mem poprzedniem życiem, a jak się cieszę, że zostałem uleczony na zawsze... Komu to zawdzięczam? Tobie, Zosieńko... Tyś obudziła we mnie tę lepszą cząstkę duszy, o której już sam zwątpiłem, mniemając, że wszystko szlachetniejsze we mnie zamarło... Przemawiałaś do mnie tak, jak tylko ongi przemawiała moja matka... Lecz tej dawno na świecie niema... Kocham Cię zato, Zosieńko... kocham, jak nikogo dotychczas nie kochałem... Tamto był koszmarny sen, wstrętny i ohydny, z którego się ocknąłem, ty
226