Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Hm! Nie bądźmy przesądni! roześmiał się huzar, nie dając poznać po sobie, jaką przykrość sprawiła mu nieoczekiwana wiadomość. — Kupimy inną! Twarda musiała być podłoga! — rzekł po chwili, spoglądając na kawałki pierścionka, które mu pokazywała Wisnowska i kiwając głową dwuznacznie.
— Więc jedziemy do Łazienek? — przerwała niebezpieczną rozmowę Wisnowska — Jula! Jedziesz z nami oczywiście!
— Z miłą chęcią! — odparła, widząc jak rozpaczliwe znaki daje jej przyjaciółka.
Panie włożyły kapelusze i narzutki i po chwili cała trójka mknęła w powozie w stronę Belwederu. Aktorka udawała humor, nie chcąc być nagabywaną raz jeszcze o obrączki i od czasu do czasu śmiała się sztucznie, udając śmiech przez łzy. Również Bartenjew nie chmurzył się i był pozornie w jaknajlepszem usposobieniu. Objechano parokrotnie Łazienki a kornet skierowawszy pojazd w stronę, gdzie mieścił się pałacyk, przeznaczony na oficerskie mieszkania, wskazywał okna swej siedziby, informował o zwyczajach pułkowych, huzarskich kawałach i wybrykach kolegów. Poczem zaproponował ze względu na wczesną porę, przejażdżkę na miasto, również łaskawie zaakceptowaną przez panie. Pojechano tedy w stronę Czerniakowa i zawrócono dopiero, gdy jęło się zmierzchać.