Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

larnej bowiem aktorce kłaniali się nawet często przez podziw, ludzie nie znający jej osobiście — lub przystawała z napotkanymi przyjaciółmi, zamieniając parę wesołych frazesów. Świat się znów poczynał wydawać pięknym a postać Bartenjewa zapadała w mroki niepamięci.
— Wszystko będzie dobrze! — powtórzyła wesoło do idącej obok panny Julji — musi być dobrze! Niepotrzebnie tak rozpaczałam!
— Nigdy nie należy się zbytnio przejmować!
Nagle artystka przystanęła.
— Szczęście mi dziś sprzyja! — zawołała radośnie. Myślę o Jelcu a Jelec idzie w naszą stronę! Świetnie! Zaraz ubijemy sprawę na miejscu.
Istotnie zdala widniała rosła postać rotmistrza, czyniącego w przejściu niebywały hałas ostrogami i pałaszem. Tak zajęty był rzucaniem zabójczych spojrzeń na siedzące na ławkach piękności, iż spostrzegł aktorkę dopiero, natknąwszy się na nią.
— Mademoiselle!
— Świetnie się składa, że spotykam rotmistrza!
— Doprawdy! — zdziwił się niezwykle serdecznem powitaniem Wisnowskiej.
— Mam bardzo poważny i niecierpiący zwłoki interes! — jęła wykładać, odprowadziwszy huzara nieco na stronę. — Chodzi o Bartenjewa!