Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wił się do mnie z wizytą pan Bartenjew, wiesz.. ten huzar... to powiedz, że wyszłam i dopiero późnym wieczorem wrócę. Zrozumiałaś?
— A czy dla innych osób, pani jest w domu?
— Oczywiście!
Pokojówka znikła, artystka zaś przysunąwszy duży fotel do otwartego okna, zajęła w nim miejsce, zarzuciwszy, swoim zwyczajem ręce pod głowę. W mózgu wirował splot skłębionych myśli i próżno silił się umysł na jakie takie rozwiązanie czy powzięcie decyzji. Ostatecznie, pod groźbą samobójstwa wymuszona przysięga nie mogła być obowiązującą, ani jej w czemkolwiek związywać. Najprostszem wyjściem było rozmówić się z kornetem, usiłować wytłomaczyć mu całe szaleństwo jego postępowania, drogą łagodnej perswazji wpłynąć, aby się opamiętał i uspokoił. To było wyjście najprostsze! Lecz co będzie, jeśli oficer o niczem słyszeć nie zechce i powoływać się będzie na obietnicę, a posłyszawszy szczerą odpowiedź, rozbijającą wszelkie złudzenia, znów popadnie w gniew i rozpacz? Wisnowska intuicyjnie przeczuwała, iż jest to więcej niż możliwe a nowa scena, w rodzaju tej, jaką wczoraj przeżyła, napełniała ją grozą i trwogą.
— Czy można? — nagle posłyszała głos kobiecy. — Cóż ty taka zadumana siedzisz, że nawet nie słyszysz, kiedy gość do pokoju wchodzi!