Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bądź o mnie spokojna! Potrafię się obronić! Ale jak ty sobie z nim poradziłaś i odebrałaś rewolwer? — wskazał na leżącą broń.
— Nie wiesz, że kobiety zawsze sobie dadzą radę! zbyła śpiewaka ogólnikiem, nie wiedząc sama czy mu wyznać prawdę czy zataić, za cenę jakiej obietnicy odwiodła huzara od straszliwego czynu. — Nie mówmy już o tem, dodała po chwili, zbyt zdenerwowaną jestem... Później będziemy mieli dość czasu... Teraz wracajmy, jaknajprędzej wracajmy...
Myszuga spojrzał ździwiony, lecz nie odezwał się ani słówkiem.
Przez całą drogę powrotną Wisnowska milczała zawzięcie.


∗                    ∗

Nazajutrz Wisnowska obudziła się późno i z silnym bólem głowy. Jak w kalejdoskopie migały wydarzenia ostatniego dnia a jednocześnie ogarniał ją coraz większy niepokój i przestrach. Mimo, iż czuła się chorą, rozbitą, zerwała się z łóżka, ubierając się szybko. Po chwili zadzwoniła na służącą.
— Tosiu! — zagadnęła ją — czy nikt nie przychodził?
— Nie, proszę pani. Byli tylko z teatru z zawiadomieniem o próbie!
— Słuchaj Tosiu! Podasz mi tu śniadanie, jak zwykle czekoladę... i gdyby... uważasz... zja-