Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miałam scenę! Doprawdy, doprawdy mi go żal, nie mogę go przepędzić, jak psa... Sama zresztą nieco winną się czuję...
— A ja ci powtarzam będziesz jeszcze miała przez tego huzara duże przykrości!
— Przykrości?
— Nie jestto taki baranek, na jakiego wygląda i bardzo różnie o nim na mieście opowiadają! Hulaka, pijak, awanturnik, typ niezbyt przyjemny...
— Ależ to najlepiej wychowany chłopak, jakiego znam. Delikatny, subtelny... Tylko do szaleństwa we mnie zakochany i przez to nieszczęśliwy... Nie, nie uwierzę! Bartenjew nigdy na nic niewłaściwego sobie nie pozwoli!
— Oby zbyt późno nie otworzyły ci się oczy i oby on nie był powodem niesnasek między nami!
— Olku! — pocałunkiem zamknęła mu usta.


∗                    ∗

Bartenjew nie zaprzestał wizyt, ale zdawało się pogodził całkowicie z tem, że bywać jedynie może w charakterze przyjaciela. Zachowywał się tak, jak wtedy, gdy oświadczyny jeszcze nie miały miejsca. Znów przesiadywał w teatrze, nadsyłał olbrzymie kosze i bukiety, w czasie rozmów rozprawiał wyłącznie o sztuce.
— Kto go lepiej zna? — triumfowała czasem Wisnowska — ja czy Myszuga? Dobrze wie-