Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jednak zależało pani na mnie, skoro przyjechała to sprawdzić!
— Panie Sasza, proszę wsiąść do karety, musimy się ostatecznie porozumieć... Jak można było podobnego lęku mi napędzić — tłomaczyła, gdy zajął obok niej miejsce i pojazd jął toczyć się wolno — powiada pan, że mnie kocha a w ten sposób postępuje...
— Miałem najszczerszy zamiar! — odparł ponuro.
— Poco, naco? Toć wszystko jeszcze się ułoży! Teraz, rzeczywiście, jesteśmy w matni — dodała, myśląc, iż raz mówi szczerą prawdę — jenerał, pan... — ledwie nie wymieniła Myszugi — ale z tego wyjście się znajdzie... wyjadę na parę miesięcy zagranicę...
— Pani wyjeżdża? — ździwił się, posłyszawszy nieoczekiwaną wieść.
— Tak... na miesiąc... dwa...
— Niestety, szepnął cicho, nie będę mógł podążyć za panią! Nie zależę od siebie... pułk... rodzice...
— Na szczęście wiem o tem! — o mało nie wyrwało się Wisnowskiej, głośno zaś rzekła — Będzie jeszcze dobrze... a może przez ten czas pan Sasza mnie zapomni!
— Jabym miał panią zapomnieć! — zaprotestował a po chwili z drżeniem w głosie zapytał: — Czy Palicyn jedzie z panią?