Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po pijanemu bredzi i kompani zawitali w progi restauracji. Tam Bartenjew pił znowu, wykazując coraz większe rozdrażnienie a koło północy, jakby nie dość mu było wychylonych trunków, zabrał z sobą parę butelek szampana i póty molestował Michałowskiego, dopóki ten nie zgodził się wraz z nim pojechać do koszar. W mieszkaniu sumiennie wychylono złocisty nektar, poczem Michałowski spoczął na chwilę na kanapie, gospodarz zaś chodził po pokoju, paląc nerwowo papierosa i mrucząc słowa bez związku.
Nagle w drzwiach ukazała się twarz ordynansa.
— Barin! — meldował — przyszła służąca od pani Wisnowskiej.
— Antosia! — zawołał z tryumfem kornet — więc jednak list osiągnął skutek! Zawołaj ją tutaj! — a ujrzawszy subretkę, rzucił szybko pytanie: „Co za wiadomość przynosi panienka?“
— Pani oczekuje na pana w karecie! — odparła wielce ździwiona, iż mimo tragicznych przewidywań, widzi huzara w jaknajlepszem zdrowiu.
— Już idę! — zawołał, chwytając za czapkę — Idę!
Kiedy Wisnowska, siedząca w pojeździe, spostrzegła przed sobą niespodzianie Bartenjewa, aż drgnęła z wrażenia i nie mogła opanować radosnego okrzyku.
— Więc pan żyje?