Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wewnątrz koła. Twarz ludzka ukazała się natychmiast, lecz poczułem osłabienie tak wielkie i zbliżające omdlenie, iż uczyniłem dwa kroki, by usiąść. Skoro tylko usiadłem, zapadłem w sen głęboki, pełen mar, z których po obudzeniu, pozostało zaledwie wyblakłe wspomnienie.
Przez dni parę ramię było obolałe i nieruchome. Widmo nie rzekło ni słowa, lecz zdało się, że pytania, które miałem postawić, rozwiązały, jakby same w mym umyśle. Na damy — głos zewnętrzny odpowiadał „Zmarł“ (chodziło o drogiego jej człowieka).
Co zaś mnie się tyczyło, to pragnąłem wiedzieć, czy pogodzenie i zbliżenie pomiędzy dwoma osobami, o których myślałem jest możliwe. Lecz echo wewnętrzne odpowiadało bezlitosnie „Umarli“.
Opowiadam tu fakty, jak odbyły istotnie, nie pragnąc ich narzucać niczyjej wierze. Doświadczenia te wywarły na mnie wrażenia niewytłomaczone. Nie byłem tym samym człowiekiem; coś z tamtego świata weszło we mnie; nie byłem ani wesół, ani smutny, lecz czułem dziwny pociąg do śmierci, nie łączyły się z tem jednak popędy samobójcze. Zanalizowałem, me wrażenia, mimo bardzo silnej nerwowej odrazy, powtórzyłem eksperyment dwukrotnie, w dni parę później.
Rezultat fenomenów, które nastąpiły był mało odmienny od opisanych, bym przedłużać i tak już długą opowieść. Lecz, dzięki ewokacjom, otrzymałem rewelacje dwóch sekretów kabalistycznych tej miary, że, gdyby zostały odsłonięte wszystkim, spowodowałyby rychły i pewny przewrót w stosunkach świata.
Czyż mam z tego wnioskować, że rzeczywiście wywołałem, rozmawiałem i dotykałem wielkiego Apolloniusa z Tyany?