Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nieco później dzieciak ma dziwną halucynację. Woła, iż ujrzał wielką czarną dłoń, wychylającą się z komina. Woła, że dłoń ta wymierza mu policzek i istotnie twarz poczyna czerwienieć, puchnie. Przerażony ucieka z pokoju.
Pewnego wieczoru, siedział proboszcz z Cideville zgnębiony i wraz z paru duchownemi omawiał fenomeny tajemniczego prześladowania. Jeden z kapłanów wspomina, iż czytał w starej księdze fakt dziwnej bojaźni duchów przed bronią sieczną i żelaznemi ostrzami. Nie obawiając się śmieszności, obecni, uzbrajają się kto w co może i poczynają stalowemi sprzętami wymachiwać w kierunku, w którym słychać hałasy. Po upływie pewnego czasu z buta, unoszącego się w powietrzu, tryska płomień i dym tak gęsty, że co prędzej trzeba otwierać okna. Temniemniej obecni walczą dalej; rozlega się jęk, po chwili wyraźnie słychać głos „przebaczcie!“.
„Przebaczcie?“ wołają duchowni — „ależ chętnie ci przebaczymy i Boga prosić będziemy, by ci darował, lecz pod warunkiem byś ty przeprosił to niewinne dziecko, które tak krzywdzisz!“
— Czy nam wszystkim przebaczacie?
— Więc jest was więcej?
— Jest nas pięciu wraz z owczarzem.
— Wszystkim przebaczamy.
Cisza zapadła całkowita w probostwie. Nazajutrz, po południu, ktoś stuka. Otwierają się drzwi, wchodzi Thorel, postawa jego pokorna, coś bełkoce; stara się twarz, która nosi ślady licznych zadraśnięć i siniaków, zasłonić kapeluszem. Chłopiec, gdy go widzi woła: „oto człowiek który prześladuje mnie od dwóch tygodni!“
Czego chcecie Thorelu? — zapytuje proboszcz.