Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

surowym, niźlim się tego spodziewał — naraziłeś wczoraj na szwank honor mojego bohaterskiego pułku szwoleżerów...
— Wiem, najjaśniejszy panie! — szepnąłem.
— Zasłużyłeś na karę!
— Wiem...
— Rozumiem, iż więcej w tem lekkomyślności, żeś przybył na niewyjeżdżonym koniu na rewję, niźli złej woli...
Zdumiony byłem wyrozumiałością cesarza. Tak zdumiony, że po raz pierwszy ośmieliłem się wznieść na niego oczy. Stał tuż przedemną, w swym ulubionym, zielonym mundurze strzelców konnych, skrzyżowawszy ręce na piersi i z pochyloną nieco do przodu głową. Wpatrywał się przytem we mnie swemi gorejącemi oczami, iż miałem wrażenie, że przeszywa mnie na wskroś.
— Stopień kary zależeć będzie...
Urwał — a groźna zmarszczka poczęła się zarysowywać na jego czole.
— Od stopnia twojej szczerości! — dokończył.
Teraz dopierom ścierpł i pod wpływem słów ostatnich opuściłem głowę, unikając wzroku Napoljona, Więc dlatego, że pragnął mnie wybadać, początkowo równie łagodnie przemawiał.
— Masz odpowiadać szczerze!
— Rozkaz, sire!
Napoljon przeszedł się znów parokrotnie po gabinecie.
— Coś robił o północy, poza wczoraj, na ulicy St. Honorée, w pobliżu pałacu księżnej Borghese? — zadał znienacka pytanie.
— Spacerowałem! — odparłem, możliwie najspokojniej.
— Spacerowałeś?
— Tak jest, sire!

185