Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wstrzymaj pan konia! — poczęto zewsząd wołać.
Ach, gdybym mógł go wstrzymać! Ściągałem cugle, ściskałem boki, kłółem w zmięszaniu ostrogami, lecz właśnie ściągając a kłójąc, powodowałem jeszcze szybsze cofanie.
Cesarz równał się z naszą grupą.
Zrozpaczony, nie wiedząc co czynić, zamierzałem pochwycić z olstrów pistolet, a strzelić w łeb przeklętemu bydlęciu, jak to raz już w podobnych okolicznościach uczynił ze swoim krnąbrnym wierzchowcem marszałek Oudinot na paradzie — gdy kary, jakby odgadując moje zamierzenia, wykonał dwa tęgie szczupaki i mało nie obaliwszy generała Junot wraz z koniem, wpadł na orszak cesarski i przystanął tuż przed Napoljonem.
Quel est cet officier? — Cóż to za oficer? — zawołał cesarz groźnym głosem, zły, iż mu zepsuto tak pięknie się zapowiadającą paradę.
Podczas, gdy ja wyprężony, z ręką przytkniętą do kaszkietu, na pół żywy ze strachu, siedziałem na bestji djabelskiej, co teraz stała spokojnie, a marszałek Berthier spieszył, aby dać o mojej osobie należyte wyjaśnienia... przydarzyła się rzecz po stokroć gorsza...
Orli wzrok cesarza, błądzący po mojej postaci, zatrzymał się nagle na pięknych, brylantowych guzach... i z gniewnego stał się straszliwy...
Poznał je! Wszak sama nadmieniała Paulina, iż guzy pochodziły od niego i że on otrzymał je w darze od cara Aleksandra...
Czułem, iż za chwilę skonam z przerażenia. Cesarz coraz sroższym przeszywał mnie wzrokiem, gdy dobry z natury, marszałek Berthier usiłował tłomaczyć:

169