Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sire! Bardzo przykry wypadek! Ale koń wyjątkowo widać narowny... Wszak to szwoleżer, polak.. z tych najdzielniejszych...
— Milczeć, Berthier! — wrzasnął cesarz takim głosem, iż miało się wrażenie, że zadrżały mury Tuileryjskiego pałacu — Milczeć! Odpowiedz, co ten młokos tu robi? Szwoleżerowie są wszak jeszcze w Hiszpanji...?
— Najjaśniejszy panie... — Berthier, jak zwykle w ciężkiej chwili, począł gryźć paznokcie — urlopowany, chwilowo...
— Szwęda się jeno — ostro przerwał Napoljon — ucieka z pola walki... wstyd robi polakom!
Boże, wolałbym, aby mnie zabił na miejscu!
— Nie wiesz, co się w wojsku dzieje, Berthier, a jesteś ministrem! — krzyczał, coraz więcej się unosząc cesarz — Wstyd! Hańba! Zdegraduję...
Tysiące oczu z oburzeniem wlepiło się w moją postać. Każdy z tych wiarusów zastrzeliłby mnie na miejscu, zato żem zepsuł tak piękną rewję, żem wywołał tak straszliwy gniew cesarza...
— W tej chwili błazna wsadzić do aresztu! Jutro sam z nim się rozprawię! Dla podobnych panów miejsca w armji niema... — posłyszałem groźny wyrok,
Spojrzał na mnie z pogardą, wykręcił się i pojechał dalej
Czy żyłem, czy zdawało mi się, iż tylko żyję?
Opuściłem głowę nizko na piersi, lecz mimo to czułem, czułem najwyraźniej, jak tysiące oczu, niby zatrute strzały, przeszywały mnie równie, jak i cesarz z pogardą...




170