Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żołnierzowi w chwili, gdy spieszy do ataku? Czyśmy w Hiszpanji, zastanawiali się, szarżując na wąwozy Somosierry, iż szarża tych wąwozów jest szaleństwem? Nie! zwyciężyć musiałem, gdyby nawet ten Artur miał siłę olbrzymów, bo była we mnie potężna wola do zwycięstwa!
Znalazłem się na górze.
Teraz stąpałem ostrożnie, łowiąc uchem szelest najmniejszy, nadsłuchując skąd dobiegną głosy, aby tam się skierować, stąpałem cicho, niczem ryś, zaciskając pięście, a czułem, jak serce bije przyspieszonem tętnem, skronie pulsują i ogarnia żar walki
Przebyłem dwie puste komnaty, zanim posłyszałem dźwięk podniesionych głosów...
Nareszcie...
Pchnąłem jakieś drzwi i znalazłem się w tym samym pokoju, z wielkiem, rzeźbionem łożem, w którym skrępowano mnie zdradziecko. Na stole stał jeszcze lichtarz z ogarkiem świecy, przy oknie leżał porzucony worek, wspomnienie niedawnej zasadzki.
W pokoju nie było nikogo, lecz z za ściany...
Najwyraźniej rozeznawałem gniewny, podniesiony głos de Fronsac‘a. Rozkazywał komuś, czy też groził...
Na palcach, bez szmeru, dzięki gęstym zaścielającym podłogę kobiercom, przebiegłem dość sporą sypialnię i przylgnąłem, przywarłem uchem do drzwi... Później wolno, jąłem naciskać dużą, żelazną klamkę i małom nie zakrzyknął z uciechy...
Drzwi nie były od wewnątrz zamknięte, rozchyliły się łatwo, a z drugiej ich strony zawieszona kotara, sięgająca do ziemi, pozwoliła mi wcisnąć się niepostrzeżenie. Była, pamiętam, ciężka plu-

100