— Ma pan papiery? — powtórzyła — Byłam taka niespokojna że umyślnie popołudniowym pocią giem przyjechałam do Wilna. Wolę je tu przejrzeć na miejscu...
— Niestety!... — szeptem począł jej opowiadać przebieg niezwykłej wizyty. — Nie chce brać pieniędzy i twierdzi, że nie da ani pozwolenia na rozwód, ani też papierów!
Na twarzy Tamary zarysował się wyraz niezwykłej stanowczości.
— Tak powiada? — syknęła. — Rozmyślił się... Nie chce dać papierów? Trudno, sama z nim się roz mówię!
— Pragnie pani, abyśmy powtórnie udali się do niego, na górę?
— Nie! — odrzekła szybko. — Pan pozostanie, ja tylko pójdę!
Drgnął.
— Nie radzę tego czynić! Jest pijany i wściekły! Mnie groził browningiem..
— Ach, więc ma browning? — zaśmiała się krót ko — Nie obawiam się broni!
Zanim zdążył ją zatrzymać, już biegła po scho dach. Chciał pośpieszyć w ślad za nią.
— Nie opuszczę pani!
— Proszę pozostać! — rzuciła takim tonem, że zatrzymał się na miejscu. Pańska obecność może tyl ko wszystko zepsuć.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/50
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV.
TRAGEDIA.