Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ..
— Uchodi! Nie dam pozwolenia na rozwód, ani papierów! W tej chwili wychodź stąd!...
— Pan mnie obraża!..
— Ja... tiebia!...
Drangiel pochwycił się za tylną kieszeń, jakgdy by chcąc wydobyć browning, a Marlicz zerwał się ze swego miejsca.
Co miał robić? Przyszły mu na myśl słowa Mon gajłły, że Drangiel po pijanemu jest zdolny do wszy stkiego. Zacząć bójkę i narazić się na postrzelenie? Co o tym wszystkim powiedziałby Kuzunow, który wo góle nie wiadomo jak ustosunkuje się do niego, po niekorzystnym załatwieniu sprawy?
— Precz! — ryczał tymczasem pijany i wydało si ęMarliczowi, że w jego ręku błyszczy jakiś meta lowy przedmiot.
— Dobrze, odchodzę! — wymówił cofając się do drzwi — Ale rozmówię się jeszcze z panem, biedy będzie trzeźwy.
— Won, swołocz!...
Marlicz zniknął za drzwiami. Pośpiesznie zaczął schodzić ze schodów, zastanawiając się, co ma teraz dalej począć. Skomunikować się z Kuzunowem telefonicznie i opowiedzieć mu wszystko, czy też natychmiast powrócić do Warszawy? A jeżeli Drangiel napisze o swych podejrzeniach dyrektorowi?
Tak łamał sobie głowę nad sytuacją, w jakiej się znalazł, gdy wtem przy końcu źle oświetlonych schodów na dole zobaczył czyjąś postać, w pierwszej chwili niewyraźną w półmroku.
— Ma pan papiery? — posłyszał cichy szept
To baronowa Tamara oczekiwała na niego.