Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pozostał sam i nadsłuchiwał. Na górze rozległo się stukanie do drzwi, później rozwarły się one i do biegł go zdziwiony wykrzyknik Drangla. Później po słyszał, że drzwi zamykają się z powrotem, widocz nie Tamara bez przeszkód znalazła się w mieszka niu męża.
Może miała rację, że chciała rozmówić się z nim sam na sam. Może najłatwiej sobie z nim poradzi. Toć bezwzględnie kochał ją jeszcze i pragnął zoba czyć za wszelką cenę.
Ale, jeśli Drangiel znów dostanie napadu szału? Marlicz mimowoli począł wstępować na górę. Nie za mierzał interweniować, gdyby rozmowa miała przebieg spokojny. O ile jednak posłyszy wołania o po moc, bezwzględnie pośpieszy Tamarze z ratunkiem.
Stał teraz prawie pod samymi drzwiami Drang ła. Nie dobiegały zza nich podniesione głosy i dokoła panowała kompletna cisza. W starym tym domu mu siało mieszkać niewielu lokatorów i żaden z nich nie kręcił się po schodach.
Minuty upływały za minutami i oczekiwał tak może kwadrans, gdy wtem wydało mu się, że sły szy zza drzwi głośniejszy okrzyk. Już miał zbliżyć się do nich, gdy wślad za tym okrzykiem, rozległ się huk wystrzału.
Bu — u — m...
Ogarnęło go przerażenie.
— Ten łajdak zastrzelił Tamarę! — wykrzyknął prawie głośno i rzucił się do drzwi.
Były zamknięte na klucz. Już miał w nie uderzyć z całej mocy, gdy wtem w pokoju rozległy się kroki, zgrzytnął klucz i rozchyliły się one.
Na progu stała baronowa. Była niezwykle blada. — Drangiel zastrzelił się! — wymówiła przyciszonym