Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zunow ma do niego całkowite zaufanie i nie wyklu czone, że otrzyma podwyżkę.
— Cóż to pan kolega taki zadowolony i tak uśmiecha się do siebie? — Rozległ się wtem obok niego głos Krebsa, który zbliżył się do jego biurka. — Cieszy was mała przejażdżka, gdyż wiem, że dy rektor wysyła was dzić na kilka dni na prowincję.
— Zawszeć i to rozrywka! — odparł ogólnikowo.
— Hm... hm — chrząknął Krebs, który uchodził za największego plotkarza w banku — a nie za uważyliśmy zmiany w starym?
— Jakiej zmiany?
— Wyelegantowany, uperfumowany...
— Cóż z tego?!
— Jakto cóż z tego? — Krebs nachylił się nisko nad biurkiem. — Nie wiecie o największej sensacji? — Kuzunow zakochał się i pragnie się żenić...
— Coprawda ma około sześćdziesiątki, ale i w tym wieku żenią się ludzie. Jest wdowcem i nie ma dzieci. A któż jest tą szczęśliwą, wybranką jego serca...
— Hm... — Krebs szeptał mu słowa prosto w ucho — oto właśnie chodzi. Kobieta, niezwykłej urody, ale podobno awanturnica.. Jakaś bardzo zagadkowa osoba. Należy się dziwić, że taki opanowa ny i niezwykle życiowo doświadczony człowiek, jak Kuzunow zadurzył się w podobnej kobiecie...
— Czasem podobne przygody spotykają najbar dziej rozważnych ludzi. Jestem spokojny o Kuzuno wa, da sobie radę...
— Właśnie, że stracił całkowicie głowę. Gdyż ta osoba...
Tu Marlicz posłyszałby zapewne jeszcze dalsze