Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zapewne domyślasz się o co chodzi? Przyobiecał wy starać się dla mnie o pożyczkę, nie wiedziałam, że wygram w karty od Mongajłły. Nie chciałam ci tylko o tym wspominać. Chyba Monsley oszalał.
— Wyraźnie szukał zaczepki! Widocznie rości sobie jakieś prawa do ciebie i jest zazdrosny!
— Idiota! Nie ma do mnie najmniejszych praw
— W takim razie, nic nie rozumiem!
— Głupie, narwane bydlę! Cóż zamierzasz czynić?
— Dziwię się nawet, że pytasz! Będę się po jedynkował z Anglikiem
Nerwowo przeszła się kilkakrotnie po sypialni, poczym przystając przed Jerzym, zawołała z dziwnym błyskiem w oczach. — Musisz się pojedynkować, musisz mu dać nauczkę! Przecież nie jesteś tchórzem, Musisz pokazać, że dbasz o swój honor.
Pomyślał, że wzmianka o honorze dziwnie za brzmiała w ustach Tamary, gdy kilka godzin temu ten jego honor wdeptała ostatecznie w błoto, każąc mu uczestniczyć w oszustwie, czy też kradzieży. Nie napomknął jednak o tym ani słówkiem i wcale nie miał zamiaru cofać się przed spotkaniem z Monsley‘ em.
— Bądź spokojna — odrzekł — wszak powiedzia łem ci już, że będę się pojedynkował i jutro mu poś lę sekundantów. Co prawda nie znam nikogo w Nizzy, ale sądzę, że Mongajłło mi nie odmówi i wynajdzie kogoś drugiego.
— Doskonały pomysł. Monsley będzie się liczył z Mongajłłą!
Chwilę stała w milczeniu. Raptem zmienił się jej wyraz twarzy i zamiast poprzedniej stanowczości zarysowała się na niej obawa.