Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

typatyczny mimo uprzejmych słów? Toć mało. Przybył w towarzystwie przedstawiciela władzy, daje całkowite wyjaśnienie niezrozumiałych wypadków, pragnie odzyskać przedmioty znajdujące się w żółtej walizie, a on utrudnia im zadanie, świadomie mówi nieprawdę... A jednak... Cofać się już zbyt późno...
— Zapewniam — oświadczył, brnąc dalej i możliwie powstrzymując nerwowe drżenie głosu — rozstałem się... z tą panią... natychmiast po opuszczeniu restauracji...
— Po opuszczeniu restauracji...
— Tak... Znudziły mnie jej kaprysy! Obecnie dopiero pojąłem tę nierówność postępowania...
Teraz mówił już zupełnie opanowany. Wewnątrz trapił go jednak niepokój. Poco, naco ich oszukuje? Dla tego, że przed oczami wyobraźni ognistemi zgłoskami rysowało się pamiętne zdanie listu: „błagam, niech pan nie zdradzi nikomu że byłam u pana!“ Ale przecież to umysłowo chora! Cierpi na manję prześladowczą. Oświadczenie odpychającego opiekuna, potwierdza przodownik. Podstęp wykluczony — on zaś naraża się bardzo jeśli...
Niebezpieczny moment nastąpił.
— Twierdzi szanowny pan — zabrał głos policjant, że owa młoda osoba nie nocowała u pana?
— Powtarzam...
— A cóż znaczy ta pościel?
Dobryś! Przyprą go do muru, postarają zbić z tropu w ogniu krzyżowych zapytań. Zarządzą rewizję... A tam na biurku spoczywa kartka, a w szafie żółta walizka... Jeśli nawet teraz się cofnie i wyzna prawdę i tak pociągną go do odpowiedzial-

32