Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W tej walizeczce, czy też neseserze... Widzę, że chroni ją pani starannie, snać obawiając się, że ów nieznajomy dżentelmen powróci, spostrzeże i porwie...
Cios został wymierzony celnie.
— Ja? Cóż znowu... Skąd pan?...
Teraz jej oczy błyszczały nienawiścią. Powtórzyła z gniewem.
— Skąd pan? Czy pan przypadkiem nie jest detektywem?
— Nigdy nim nie byłem! — odrzekł poważnie — Pozwoli pani, że nareszcie się przedstawię... Moje nazwisko brzmi Otocki... Ten sam, Otocki — dodał, widząc jej zdziwioną minę — który pisze powieści, nie znajdujące uznania w oczach łaskawej pani...
— Ach, to pan...
— Zresztą, niema to nic do rzeczy... Ale doprawdy, znalazłem się dziś w dość głupiej sytuacji... Poznając panią, sądziłem, że jej tylko o miłe przepędzenie wieczoru chodzi. Dumą mnie napawało, iż równie elegancka i urocza dama pragnie mnie przyjąć za towarzysza... Tymczasem...
— Tymczasem?
— Ośmielę się być szczery! Łatwo poznać, że coś panią dręczy i coś niepokoi... Napomykałem niedawno o życiowej tragedji, nie dała się pani wyciągnąć na zwierzenia... Obecnie, mimo zaprzeczeń, spot kanie z owym starszym panem też musi posiadać głębsze znaczenie.. I ta waliza, którą pani tak starannie ukrywa...
— Zapewniam... nic... nic!.. — przerwała gwał-

12