Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

publicznem wywoływać awantury, wykręcił się i wyszedł z sali.
— Poszedł?
— Tak...
Westchnienie ulgi wyrwało się z jej piersi.
— Czemuż pani tak się przelękła, skoro twierdzi, że nie zna tego jegomościa?
— A... nie... znam... Wcale się nie przelękłam!
— Hm...
Oczy Otockiego pobiegły teraz w kierunku rąk towarzyszki. Wysmukłe, białe paluszki, których nie zdobił żaden pierścionek, drżały widocznie i zaciskały się kurczowo.
Lecz nie ten dowód jawnego niepokoju zainteresował go najbardziej. Mimo uporczywych wykrętów łatwo mógł poznać, że bardzo poruszyło ją nieoczekiwane spotkanie. Ale te delikatne, rasowe paluszki zaciskały się silnie pod stołem dokoła niewielkiej, skórzanej walizeczki. Na walizeczkę Otocki już przedtem zwrócił uwagę i zaciekawiło go, czemu dziewczyna na sekundę nie chce się z nią rozstać. Wykwintny, żółty, maleńki kuferek, taki w jakich artystki przechowują szminki, równie dobrze mogący służyć za schowanko dla biżuterji. Choć tajemnicza osóbka posiadała jeszcze elegancką torebkę — tej walizki nie chciała pozostawić w szatni i zabrawszy ją z sobą, położyła obok na krzesełku. Obecnie trzymając ją kurczowo, ukrywała pod stołem.
— Cóż pani za skarby tam przechowuje? — nie wytrzymał Otocki.
— Gdzie?

11