Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

townie — Jest pan na mylnej drodze... Ot, zwykłe kobiece nerwy...
— W takim razie...
— Zepsułam panu wieczór! Tak, panie Otocki, czasami się zdarza! Biedny autor! Koniecznie wynajduje sfinksa w bardzo zwykłej kobietce! Proszę o papierosa...
Zaciągnąwszy się głęboko dymem, spojrzała nań z uśmiechem.
— Pragnie pan czegoś się o mnie dowiedzieć? Jestem kapryśna, zmienna, jak mimoza!... Nieraz nie otwieram ust godzinami! A reszta, to pańskie posądzenia.
Choć Otocki nie odparł ani słówkiem, czuł doskonale, że się nie pomylił i że to, co zdążył zauważyć nie było wytworem „literackiej fantazji“. Skoro jednak postanowiła się zapierać. Zrozumiał, iż ani prośbą, ani namowami nic z niej nie wydobędzie...
Najlepiej, jaknajszybciej zakończyć „przygodę“.
Posiedziawszy jeszcze czas jakiś — oczywiście w milczeniu — przy stoliku, dla przyzwoitości, zawołał kelnera i uregulował rachunek.
— Późna godzina! — oświadczył krótko, spozierając na zegarek i powstając z miejsca — Czy idziemy?
— Sądzę, że pan mnie samej nie pozostawi w restauracji!
— Pani taka tajemnicza, że doprawdy nie wiem ani czego sobie życzy, ani co zamierza...
— Jak każda niewiasta...
Gdy znaleźli się na ulicy, poufale ujęła go pod

13