Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że wiedzą, iż nocowała, że jest obłąkana i że poszukują żółtej walizki...
— Ach...
— Chcieli nawet przeprowadzić rewizję!... Alem się oparł... Później sprawdziłem, że ów przodownik był jakimś jegomościem przebranym tylko za policjanta... Cóż ty o tem wszystkiem sądzisz?
Vera pokiwała głową.
— Nadzwyczajna historja! Jak z kryminalnego romansu wyjęta! Ciekawe, co ta walizka zawiera?... Może naprawdę prześladowcy ścigają dziewczynę... Przypuszczam przyjdzie i wyjaśni... szkoda że nie możesz powiedzieć biedaczce, żeś mi zdradził tę tajemnicę, bo również dopomogłabym chętnie...
— Bardzo to ładnie z twej strony... Ale wyraźnie zastrzegła... Mogłoby to ją urazić, żem się wygadał... Pojmujesz obecnie czemu wzdragałem się początkowo...
Vera przytuliła się do niego pieszczotliwie.
— Mój złoty... mój kochany!... — szeptała — Nie zawiedziesz się na mnie, żeś mi dał dowód zaufania... Inaczej rozgniewałabym się okropnie... Byłam zazdrosna... och, jak zazdrosna...
— Ty byłaś zazdrosna?...
Długi pocałunek zamknął mu usta.
Teraz nie żałował już, że opowiedział Verze o przygodzie. Nic właściwie nie stało się tak dalece złego — najwyżej w razie nowych komplikacji udzieli dobrej rady. Już chciał otoczyć ją ramieniem... i... Gdy nagle ona odepchnęła go lekko.

— Słuchaj! Jeszcze jeden kaprys kobiecy! Ale

99