Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z dziećmi po jakieś zakupy do Palmy. Miała powrócić niezadługo. Mija tymczasem godzina, dwie, trzy... kochanki niema a zrywa się straszliwa burza, później trwa ulewa... zapada noc...
Chopin przez szereg godzin jest jak oszalały. Przechodzi tortury trwogi, oczekiwania najgorszych przypuszczeń... w końcu siada do pianina, poczyna tworzyć, zapomina o rzeczywistości. Gra a łzy mu płyną po twarzy...
Gdy po upływie sześciu godzin, przybywa koło północy pani Sand z dziećmi, przemoczona i bosa, śród potopu ledwie dobrnęła do domu — spoziera na nią nieprzytomnym wzrokiem.
Nagle wstaje, wydając niezrozumiały okrzyk, woła:
— Wiedziałem, że umarliście... i zemdlał.
Skoro przyszedł do przytomności, mówił:
— Więc spotkaliśmy się w krainie umarłych.
— Ależ spójrz na mnie, zawołała, przecież ja żyję!
— A mnie się wydało, że utonęliście śród powodzi i leżycie w głębi jeziora. Wydało mi się, że wraz z wami umarłem a krople wody wolno spadają na moją pierś...
W taki sen na jawie zapadł Chopin przy fortepianie.
Istnieje różnica zdań, które z preludjów jest owem „ze spadającemi kroplami“. Według więk-