Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

d’Agoult i gdy ci powracają do Paryża, zamieszkuje wraz z niemi w „Hotel de France“ przy ul. Lafitte. Ten skromny hotelik, zwykle zajęty przez spokojnych mieszczuchów — staje się falansterem artystów. Stale tam na schodach napotkać można naszego Adama Mickiewicza, Eugenjusza Sue, śpiewaka Nourrit, poetę Lammenais, Henryka Heine. Panowie muzycy a Liszt w pierwszym rzędzie, wciąż wspominają o Chopinie.
— Sprowadźcie kiedy tego Chopina — prosi George Sand — pragnę go poznać!
Został sprowadzony. „Pan“ Sand i „panna“ Chopin ujrzeli się po raz pierwszy. Przybył wraz ze swym przyjacielem Grzymałą.
— Cóż za antypatyczna kobieta ta pani Sand! — oświadcza wychodząc z wizyty — azali jest to naprawdę kobieta? Gotów jestem wątpić o tem!
Chopin wówczas poczynał się już cieszyć swą wielką sławą. W jego apartamenciku urządzonym z wyszukanym wykwintem, zbierało się najlepsze towarzystwo, aby jak o łaskę błagać choć o chwilę gry mistrza. A gdy śród woni, znoszonych przez arystokratyczne wielbicielki egzotycznych kwiatów, w których tonął pokój — śród przyciemnionych świateł, poczynał dotykać długiemi, smukłemi palcami klawiszów — płynęły dźwięki, rzekłbyś nie z tego świata. Nikt później nie potrafił zagrać jego utworów tak jak