Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kobieta władzy nie uzna. A cóż o panu, panie Dudevant, powiedzieć można i o pańskich ważkich argumentach? Wiele słów ciśnie się na usta... lecz milczenie będzie równie wymowne!
Panowie Sędziowie! Gdy chodzi o George Sand nie można do niej przykładać miarki zwykłej kobiety. To nie żona cudzołożna, jak ją usiłuje przedstawić pan Dudevant! Przed nami stoi nietylko nieszczęśliwa, pragnąca się wyzbyć ciążących więzów — ale jedna z najświetniejszych gwiazd naszej literatury, chluba Francji! Można się z nią zgadzać lub nie — podziwiać ją trzeba! Staje przed wami i prosi abyście jej zapewnili spokojny kąt do pracy, by nadal mogła tworzyć dla nas! W imię naszej starej kultury — tego żądam od was, panowie sędziowie!“
Mowa uczyniła wrażenie wielkie, ale nie zdołała rozbić wszelkich uprzedzeń. Zbyt zakorzenione były stare przesądy... by nad „nieco ekscentrycznem“ postępowaniem pani Sand, ot tak, przejść do porządku dziennego — zaś działalność jej literacką, w prowincjonalnem i zapadłem Bourges — poczytywano raczej za sui generis zgorszenie.
Głosy sędziowskie podzieliły się, wobec czego wyznaczono nowy termin rozpraw z udziałem innych ławników.
Lecz obie strony wolały nie oczekiwać na dość niepewną sentencję Temidy — spór zakoń-