Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krzyknęła nań — bo ci go nie dam. Oto co tam pisze! Proszę słuchać!
— To tylko żart!
— Dobry żart! — „A mojej żonie, nic wartej łajdaczce, przekazuję w spadku parę pantofli, aby lepiej biegała po świecie, bo ją do tego bardzo ciągnie. Więcej nie otrzyma nic“. — Ja mam z takim człowiekiem żyć pod jednym dachem?
— Milcz!
— Gbur... cham...
— Milcz... źle się to skończyć może!
— No... no... proszę...
Kazimierz Dudevant jednym skokiem był w kącie pokoju i nim obecni zdążyli zorjentować się, porwał za stojącą tam fuzję, biorąc żonę na cel. Padłby zapewne strzał — na szczęście broń nie była nabita. Aurora wybuchnęła spazmatycznym płaczem i szybko wybiegła z jadalnej komnaty.


∗                    ∗

Po scenie opisanej, dalszy wspólny pobyt stawał się niemożliwy. Mąż musiał zgodzić się na separację. Klął, przeklinał, wygrażał, ostatecznie się zgodził. Postanowiono, iż Aurora otrzyma 3000 franków rocznej renty, pół roku przepędzać będzie w Paryżu, zaś drugie pół roku w Nohant — który to warunek z jej strony nigdy nie został dotrzymany. Dzieci, w myśl milczącej umowy, miały pozostać przy ojcu.