Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Razu pewnego, dla dokonania wywiadu, przybywa jakaś rozentuzjazmowana angielka i po długich staraniach zostaje dopuszczona przed oblicze pisarki. Wyciąga notes, poczyna indagować.
— Kiedy pani pracuje?
— Nigdy nie pracuję!
— Ho! ho! Ale romanse pani... kiedy pani je tworzy?
— Rodzą się same! Rano, w wieczór i w nocy.
— Jakiem jest pani dzieło ulubione?
— „Olympja!“
— Ho! Nie znam takiego.
— Nic dziwnego, bo go jeszcze nie napisałam!
Innego dnia donoszą Sand, że jakaś czcigodna miss o końskiej twarzy i ekscentrycznym kapeluszu pragnie ją widzieć. Sand nie ma ochoty na rozmowę i nie wie jak się wykręcić od nudnej wizyty, gdy wtem nawija się pod rękę młody Franciszek Laur, piętnastoletni chłopak, bawiący w Nohant.
— Chodź no tutaj!
Łapie młodzieniaszka, szminkuje, pudruje, ubiera w suknie kobiece, na głowę nakłada jakąś z nadwornego teatru perukę...
— Jazda! Masz udawać George Sand, tylko poruszaj się z godnością i nie rób mi wstydu!