Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Chłopak majestatycznym krokiem wchodzi do salonu a na jego widok zrywa się miss zaczerwieniona i szczęśliwa.
— Pani — bełkoce — co za zaszczyt... Przybyłam... jestem... och, jakam szczęśliwa, że panią widzę! Specjalnie zdobyłam się na podróż z Anglji do Francji w tym celu! Och! jaka pani jest piękna!
Smarkacz milczy z miną pełną godności.
— Ileż czytelników posiada pani u nas w Anglji! Jak dumną będę, gdy opowiem o mojej wizycie! Widziałam samą George Sand, siedziałam w jej salonie...
Potok zachwytów trwa bez końca. Chłopak nie wiedząc, jak go przerwać, poczyna pukać palcem w czoło.
Angielka patrzy zdumiona.
— Natchnienie! — szepce figlarz cicho i opuszcza salon.
— Boże! — woła angielka, zrywając się ze swego miejsca — będę mogła opowiedzieć w Londynie, iż widziałam Sand w chwili natchnienia!
Tak powstają pamiętniki o wizytach u wielkich ludzi, a zacna miss, nieświadoma kawału, rozmowę z Laurem zaliczyła, zapewne, do najpiękniejszych momentów swego żywota.


∗                    ∗

Sand, nawet w wieku sześćdziesięciu paru lat, nie brakło oświadczyn miłosnych.