Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Et taką matkę! — zawołała dziewczyna.
— Ależ proszę cię Solange, bądź łaskawa wyrażać się o niej przyzwoiciej w mojej obecności!
— Czy panu wreszcie się oczy otworzą? — zawołała z pasją.
— Nie rozumiem? — zbladł Chopin.
— Trzeba doprawdy anielskiej niewinności, aby nie widzieć, co wyprawia... czemu pana ostatecznie wydalono z Nohant...
— Co? co?...
— Najprzód Piotr Leroux, potem robotnicy — poeci, w końcu Wiktor Borie...
— Kłamstwo!
— Sama widziałam, jak się wyściskiwali Przecież powiedział jej to wyraźnie Clésinger!...
Zakrył głowę rękami.
— Boże... Boże... wstrętny brud...
Po tym fakcie nastąpiły dwa listy: Chopina do Nohant i stamtąd odpowiedź. Treść tych listów do nas nie doszła, ale musiała być straszna. Jedynie odpowiedź Sand czytał malarz Delacroix, któremu ją pokazywał artysta i nazywał pismo „okrutnem“... co do bliższych szczegółów jednak milczał, ze względu na dane słowo.
Zerwanie podcięło całkowicie Chopina. Zbyt jednak był dumnym, aby cośkolwiek dać poznać po sobie, trawił ból wewnątrz. Jak na rękę rozstanie musiało być pani Sand, skoro ona,