Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak szalejąca po stracie Musset’a — nie odzywała się teraz słówkiem, unikała niemal w rozmowach imienia Fryderyka. Czasem, czując, iż wytłomaczyć zerwanie trzeba, oświadczała:
„Poróżnili nas źli ludzie!“
O przeżyciach mistrza niech świadczy list pisany do siostry: „Nie napisaliśmy do siebie słówka ani ona do mnie, ani ja do niej. Poleciła wynająć swe mieszkanie w Paryżu... Bawi się w przedstawienia amatorskie tam, na wsi, w pokoju ślubnym swej córki, stara się zagłuszyć, zapomnieć, jak może, dopóki nie obudzi pod wpływem serdecznego bólu. Położyłem krzyż na niej. Niechaj Bóg ją ma w swej opiece, skoro odróżnić nie potrafi prawdziwego przywiązania od pochlebstwa... Przyjaciele i sąsiedzi długo nie pojmowali nic z tego, co się odbywa tam, w ostatnich czasach, lecz zapewne już przywykli. Nakoniec, nikt nigdy nie dostosuje się do kaprysów podobnej istności.
Osiem lat życia na pół ustatkowanego — to było zbyt wiele. Bóg zezwolił, iż były to właśnie lata, w których dorastały dzieci i gdyby nie ja, niewiem od jak dawna znalazłyby się u ojca, nie u niej... Maurycy przy pierwszej sposobności ucieknie do ojca. Ale może lepiej i lepsze warunki dla rozwoju tam znajdzie... Nie troszcz się o to wszystko, to tak dawno przeszło! Czas jest wielkim lekarzem. Dotychczas jeszcze