Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zamyka się na całe dni do swego pokoju, lub milczy jak zaklęty.
Ale pani Sand nigdy nie ustąpi i kończy się tem, że on przerywa dąsy.
„Znowu wczoraj nie wycedził ani jednej sylaby — kiedyś George oświadcza przyjaciółce — ale i ja nie odezwałam się pierwsza. Nie chcę, by mniemał, że jest tu panem. Tem nieznośniejszy byłby na przyszłość! Zresztą, gdybym ustąpiła, czułby się ze zwycięstwa jeszcze bardziej nieszczęśliwy, bo nie wie nigdy czego chce, ani też czego nie chce!“
Zapewne Chopin był zazdrosny, gorzej jeszcze, bo nie w sensie zwykłym tego słowa. Była to nietylko zazdrość kochanka. Był zazdrosny o przeszłość, o przyszłość, o znajomości i przyjaźni. Była to chęć wyłącznego posiadania; pragnął mieć przekonanie, że o każdej porze i każdej godzinie George myśli wyłącznie dla niego i wyłącznie o nim.
Jak dalekim był od rzeczywistości!
To też w chwilach rozgoryczenia płatał umyślnie figle kochance, lub sam będąc zbyt słabym, cieszył się o ile jej ktoś należycie, z ironją dokuczyć potrafił.
Pewnego razu meldują Chopinowi w Paryżu wizytę W. Lentz’a, rosyjskiego muzyka. Chopin naogół nie cierpiał rosjan; ale u dołu wizytówki widniał napis: „proszę przyjąć — Franciszek