Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Otwiera mi nowe horyzonty... — odpowiada — pod jego wpływem ukończyłam powieści: Spirydjona, Consuelo, Hrabinę Rudolfstadt... dał mi impuls do najlepszych rozdziałów...
Dziwny stosunek i dziwnie się z niego wszyscy uśmiechają.
Lecz, gdyby nawet ten prorok w zabłoconych butach był istotnie jedynie doradcą literackim, jakże on drażni swem chamstwem, złem wychowaniem, brakiem jakiejkolwiek zewnętrznej kultury... Coby na to powiedział Liszt, który sam siebie nazywał „profesorem dobrych manjer“.
Dalej niecierpliwią również Chopina domownicy — Hipolit — brat Sand — pijak i gbur, służba spoufalona i bezczelna... Parokrotnie zwracał już na to uwagę.
— Doprawdy, nie panuje u ciebie nastrój, godny artysty...
— Wiecznie Fryderyku robisz z muchy słonia! Najprzód dopatrujesz się w moim stosunku z Leroux tego, czego niema; potem czepiasz się wszystkich. Cenię naturalność i swobodę przedewszystkiem. Każdy niech się zachowuje w moim domu, jak mu się podoba. Jestem szczerą demokratką!
Chopin jest słaby. Chopin niema energji Musseta, aby się zdobyć na porządną awanturę. Tłumi w sobie gniew, który bardzo odbija się na jego zdrowiu, a zemstę objawia swoiście... dąsami.