Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Duchy i zjawy.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niem podobnych opowieści w pierwszym rzędzie uwzględniając te wypadki gdy „duch“ miał dawać niezbite dowody swej tożsamości, lub też powiadamiać żyjących o faktach jemu wyłącznie wiadomych.
Najbardziej może charakterystycznym w tym względzie jest opis ukazania się widma niejakiego Sylvain’a Marechal’a, który odnajdujemy w książce G. Delann’a p. t. „Apparitions matérialisées des vivants et des morts“ (t. II) Sylvain Marechalbył za życia człowiekiem wysoce ekscentrycznym i pozującym na ateusza. Jako taki zaprzeczał on istnieniu nietylko Stwórcy Najwyższego, lecz rozumie się i życia pozagrobowego.
Gdy mówiono mu o śmierci, zwykł był na to odpowiadać kiepskim dystychem, własnego układu:

Dormons jusqu’au bon temps
Nous dormirons longtemps.

co miało oznaczać, iż nie wierzy on w nieśmiertelność duszy.
Lecz, że każdy umrzeć musi i dla Sylvain’a Marechal’a wybiła godzina wiecznego spoczynku. Gdy leżał w agonii, a koło łóżka jego znajdowała się żona wraz z blizką przyjaciółką p. Defour, Marechal na chwilę otworzył oczy, z wielkim trudem wyszeptał słowa „jest tam tysiąc...“ poczem nie dokończywszy zdania — wyzionął ducha. Następnego wieczoru p. Defour leżała w łóżku, Nie zdążyła jeszcze zagasić, palącej się na nocnym stoliku lampy, gdy usłyszała lekk i skrzyp drzwi. Spojrzała Sylvain Marechal stał pośrodku pokoju tak, jak wyglądał za życia, stał zlekka uśmiechnięty.
— Droga pani — przemówił — przyszedłem dokończyć wczorajszego zdania.