Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oklasków i uznania. Ta cała elita, która zajmuje miejsca w lożach, ci najwyżsi dygnitarze państwowi, jacy przypatrują mu się z trybuny członkowskiej, za chwilę będą mieli na ustach nazwisko Smitha — zwycięzcy Smitha...
Wygranie „Derby“ ostatecznie utrwali jego reputację na warszawskim torze — i wtedy bezkarnie będzie on mógł „odwalać“ najprzeróżniejsze kanty. Jeśli zaś nawet Grota odnajdą w gliniankach, któż ośmieli się posądzać... o to... nieposzlakowanego anglika...
Rozejrzał się... Błaszczyka nie spostrzegł wśród uczestników. Jął tedy wraz z innemi współzawodnikami krążyć w kółko, oczekując na start — gdy wtem okrzyki wśród publiczności zwróciły uwagę Smitha.
— Kie licho?
Zdala zbliżał się od strony stajen, jeździec w nieznanych mu barwach. Kurtka stalowa i czarna czapka.
— Ach, prawda...
Teraz dopiero sobie przypomniał, że z powodu żałoby, „Magnus“ biega w kolorach Grota. Nieboszczyka Grota. W jego to kurtkę przebrał się chłopak... Ale dlaczego publiczność...
— Grot... Grot... Grot... — rozlegały się tu i ówdzie wołania.
Chłopak nadjeżdżał z pochyloną głową. Widocznie porządną miał przed gonitwą tremę. Ta publiczność, to doprawdy stado baranów. Mają wyraźnie na tablicy napisane, że ogiera Switomirskiej dosiada Błaszczyk — a wrzeszczą o Grocie... Banda idjotów! Choć wzmianek w pismach jeszcze nie było — wszyscy wiedzą, że zniknął. Żeby też Bła-

238