Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wierzę panu bezwzględnie!... Ale niestety, są to tylko przypuszczenia...
— Nie przypuszczenia a pewność! — przerwał.
— Dla pana! Dla mnie! Lecz dla innych? Zresztą wywlekając tę historję na światło dzienne, musiałabym poruszyć nieprzyjemne sprawy, poruszyć panią Irmę, „przyjaciółkę“ nieboszczyka brata... Wywołałoby to niebywały skandal, a ja unikam skandalu...
Grot nie mógł przyznać w duchu Tinie racji.
— Lecz Uszycki? — bąknął.
— Jeśli zgodziłam się przyjąć odwiedziny Uszyckiego, to nie dla tego, by mi to sprawiło szczególną przyjemność... Przykrość wielką raczej!... Miałam cel ukryty!... On przyszedł wybadać sytuację, ja również chciałam go wybadać...
— Pani? Wybadać?
— Oczywiście! Uszycki pragnął się przekonać, czy pan w przystępie szczerości, nie wyznał swych podejrzeń i obecnie jest przekonany, że nie wiem nic... Mnie zaś zastanawia, czemu im zależało na przegranej „Magnusa“?... Toć chwilowo skorzystał tylko Ciemniowski, wygrawszy grubszy zakład... Ciemniowski zaś stoi poza wszelkiemi podejrzeniami...
Grota również uderzyła ta uwaga. Irma bezwzględnie nie działała w porozumieniu z Ciemniowskim. Tłumaczyła początkowo swój plan, chęcią wspólnego z żokiejem „ułożenia życia“. Sprytny wykręt. Bo jeśli zamiar doprowadziła, poza plecami Grota, do końca, jeżeli zastrzyknęła koniowi podstępnie narkotyk, — bynajmniej jej nie o „ułożenie

114