Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najlepszego przyjaciela Huby... Ledwie powstrzymać się mogłam, aby wówczas już nie powiedzieć mu wszystkiego, co myślę... On to wszak pchał do większości szaleństw mego nieszczęsnego brata...
— Napewno...
— Pohamowałam się... Pohamowałam się, widząc nawet na pogrzebie tę kobietę... tę Irmę... I ona bezczelnie udawała boleść...
Żokiej zaczerwienił się mocno na wspomnienie o artystce.
— Pohamowałam się z niebywałym wysiłkiem — mówiła Świtomirska dalej — choć nie wiedziałam tego, coś mi wczoraj powiedział...
— Zaręczam... prawdę!... Dla dobra pani..
Wczoraj popołudniu żokiej powziął nagłą decyzję, z którą wstrzymywał się przez parę dni. Wyspowiadał się Tinie. Wyznał o swych posądzeniach, wyznał, że o zatrucie konia podejrzewają Irmę. Opowiedział o zajściu z baronem, nadmieniając, iż niezrozumiałe zachowanie się Uszyckiego tem sobie tłomaczy, że i on musiał prowadzić konszachty z Irmą i być zainteresowany w przegranej „Magnusa“. Zataił tylko niektóre szczegóły drażliwszej natury. Nie nalegała na nie panna Świtomirska, doskonale odgadując intuicją kobiecą, o co tam w istocie chodziło.
I jeśli spowiedź podobna byłaby dla Grota wobec Świtomirskiego niezwykle trudna, a nawet niemożliwa — z panną Tiną poszła gładko i bynajmniej nie stracił on nic w jej oczach, ani nie stracił jej zaufania.
Tembardziej pojąć nie mógł, czemu przyjęła odwiedziny barona.
Panna Tina jęła tłumaczyć:

113