Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uszycki nie uszły mojej uwagi. Napotkałem go kiedyś nawet przypadkiem, choć sądził, że go nie widzę. Nie mogłem pojąć celu tych odwiedzin, dziś je sobie doskonale tłomaczę...
— Mianowicie? — mruknął Grot, podrażniony impertynenckim tonem barona.
Uszycki zrobił pauzę. Złowrogo zabłysł monokl. Irma z zapartym oddechem łowiła każde słówko swego obrońcy.
Wreszcie wycedził:
— Chciał pan Grot pod pozorem przyjacielskich odwiedzin oplątać panią Irmę, w możliwie niewyraźną aferę... Pragnął wmieszać ją w sprawę przegranej konia, aby Świtomirski uląkł się, w danym razie, skandalu...
— Panie!
— Cicho! Kategorycznie oświadczam, że umyślnie przegrał pan wyścig na „Magnusie“ a teraz w obawie odpowiedzialności nie wie, jak się wykręcić...
— Jak pan śmie...
— Nie tylko śmiem, ale o moich spostrzeżeniach zaraz po wyścigu zawiadomiłem hrabiego Świtomirskiego. Sądzę, że posiada on wyrobione zdanie o pańskiem postępowaniu...
Choć baron kłamał, miał wszelkie podstawy do podobnego kłamstwa. Przekonawszy niedawno Hubę, że żokiej jest kochankiem jego przyjaciółki, wierzył święcie, iż uda mu się nań zepchnąć odpowiedzialność za przegraną „Magnusa“ i ostatecznie zgubić Grota w opinji.
Ten wpijał się oczami w barona, a na czole powoli nabrzmiewały mu żyły. Zduszonym głosem wyrzucił.
— Czy pan zastanowił się nad tem, co mówi?
Uszycki zmierzył go pogardliwie.

103