Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Czwartek

Jestem jego własnością, jego rzeczą... Nigdy mnie nie hypnotyzował, a jednak nie mam woli, jestem wewnątrz pusta... Muszę myśleć tylko o nim. Wystarczy jedno spojrzenie tego człowieka, bym rzuciła mu pod stopy wszystko... nawet... br... boję się pisać... kocham go, kocham, raz jeszcze kocham...

Sobota.

Nie chce mi powiedzieć kim jest, co robi. To mnie dręczy. Mówi o wielkiej misji do spełnienia, o zapoznaniu ze wszystkiem, gdy nadejdzie pora. Byłam u niego powtórnie w podmiejskiej willi, ale musiałam mu przysiądz zupełną dyskrecję, nawet przed siostrą. Twierdził, że nie jest żonaty, lecz prosił, by stosunek nasz czas jakiś jeszcze pozostał nieznany. Potem weźmiemy ślub, wyjedziemy zagranicę. Poczynię należyte przygotowania u rejenta, choć zaznacza, że jest bardzo bogaty i na moim majątku mu nie zależy... Ale ta niepewność zabija mnie. Czyżby moje początkowe przypuszczenia były słuszne? Teraz cofać się trudno. Nie mam siły się z nim rozstać, ale chcę poznać prawdę... nawet gdyby był mordercą...... pozatem... jestem szalenie zazdrosna.... wiem co zrobię....

Niedziela

Dziś wpadłam do niego rano w godzinie nieprzewidzianej. Nibyto bardzo się ucieszył, dziękował za niespodziewane odwiedziny, ale odczułam, że nie był zbyt zadowolony. Trudno... celu dopięłam. Gdy wyszedł na chwilę z pokoju po szklankę wody dla mnie, gdyż służącego w domu nie było, zrobiłam odcisk z wosku zamku wejściowych drzwi. Na jutro klucz będzie gotów... byle tylko pasował.... umówiłam się z nim na wtorek. Zawsze w poniedziałki jest zajęty. Zobaczę właśnie, co w ten dzień robi....