Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zosia spuściła oczy w milczeniu.
Macocha zbliżyła się do niej, oczy jej błyszczały gniewem.
— Cóż to? Nie możesz nic odpowiedzieć? Czy nie słyszysz, że mówię do ciebie? — zawołała niecierpliwie.
— Dobrze mamo, będę grzeczna, — szepnęła Zosia.
Macocha rzuciła na nią pełne złości spojrzenie, poczem odwróciła się i weszła na ganek.
Kamilka i Madzia spoglądały zdziwione, a Stokrotka ukryła się za wielkim krzakiem pomarańczowym.
Kamilka pożałowała strofowanej dziewczynki i zapytała ją zcicha:
— Dlaczego macocha pogniewała się na ciebie? Czy zrobiłaś coś złego?
— Ona zawsze jest taka, odrzekła Zosia wzruszając ramionami.
— Chodźmy do naszego ogródka, tam będzie nam najlepiej — wtrąciła Madzia, Stokrotko, chodź z nami.
— Zkąd-że tu ta mała? Nigdy jej u was nie widziałam — rzekła przybyła.
— Jest to nasza przyjaciółeczka, bardzo grzeczna dziewczynka — odparła Kamilka. — Nie widziałaś jej, gdyż była chora wtedy, gdyś my z mamą jeździły do was. Mam nadzieję że ją polubisz. Nazywa się Stokrotka.