Strona:Sokrates tańczący.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Torując sobie drogę, drąc, grabiąc, aż wreszcie,
Sami choróbskiem tknięci, padali na ziemię,
W rumowisko kamieni, żelastwa i błota,
Śród ekstatycznej burzy światła płonącego,
Śród łomotu motorów, drgających jak ciała,
Śród rosnącej zagłady Rosnącego Grodu!

Skomlało coś... coś piskiem ostrym zajęczało,
Ryknęło hukiem kotłów pękających, buntem!
Powaliły się w gruzy Wielkie Akademje,
W uścisku ośmiornicy — Miasta Rosnącego!
Coś rozjęczało się grzmotem podziemnym... Jak dzwony,
Zaczęły się kołysać wieże i kościoły
I, podnosząc się ciągle, padały strzaskane!
A tłumy się roiły, mrowiły bezmyślnie,
Rozpadając się, rosnąc, pęczniejąc potwornie,
Ostateczną chciwością życia rozjątrzone
Tarzały się na bruku ze skowytem chutnym
Pary w samczej lubieży najbezwstydniej skute,
A na cegłach, kamieniach, na obmierzłych brudach
Zasiadały opryszki, ladacznice, zbiry,
Rajfury tęgie, starce sprośne i obleśne,
Wrzeszcząc na całe gardło hymny bogoburcze,
A Śmierć smagała w twarze czarnemi skrzydłami!
Stały się wszystkie czyny, od wieków czekane:
Najświętsze objawienia krzyczeli poeci,
Odwieczne tajemnice odkryli uczeni,
Pod brukiem rudy złota płynęły stopione,