Strona:Sokrates tańczący.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Puszczonych całą parą przez czerń rozbestwioną,
— Jak rakiety tryumfu, jak łuny zwycięstwa,
Rozciągnął Cham-Niszczyciel szkarłatne sztandary!

Obłęd padł na mieszkańców, wybiegli z swych domów,
Pędząc naprzód bez celu, kopiąc się i dusząc,
Krzycząc w ochrypłych modlitw bluźnierczej orkiestrze,
W paroksyzmie skłębionych wizyi i koszmarów:
Panowie — prosto z balów, w eleganckich frakach,
Z rękoma, wplątanemi skurczem w siwe włosy,
Co nagle pobielały, aż mróz wstrząsnął ciałem!
Panie, panienki wonne — z oczyma strasznemi,
Wysadzonemi naprzód śmiertelnym patosem,
Rwały na sobie suknie, padały na ziemię
I jak suki jęczały, rzucając ustami
Zieloną wstrętną pianę, i trądem się kryły,
Białemi znamionami cuchnącej choroby!

Ty kotle wrzącej zgrozy! Ty zbrodnio! Ty zbirze!
Nadciągający Chamie! Monstrum bezforemne!

Kipiało! Ktoś zew rzucił: Rewolucja, bracia!
Wypełzła na ulicę czarnych ludzi chmara,
Śpiewając, nieśli przodem pokrwawioną szmatę,
Z więzień z dzikim tryumfem wypuścili łotrów,
Co na ulice wpadli, w ludzi zwartą masę,
Jak w kłębowisko żmijne, wtłoczyli się, nożem