Strona:Sofokles - Elektra.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słów moich skrytych; bo nie wśród przyjaznych

Mówić mi przyszło, ni można odsłonić
640 

Wszystkiego światłu, gdy ta jest przytomną,
By snadź zawistnie i z krzykiem skwapliwym
Marnych posłuchów nie głosiła miastu.
Tak więc posłuchaj, jako mówić będę.

Dziwaczne mary, zjawione mi w nocy
645 

Wśród snu, ty obróć, o Lykejski władco,
Jeżeli szczęście mi wróżą, na dobro, —
A jeśli klęski, na wrogów je skieruj.
I jeśli z bogactw, co dzierżę, zdradliwie

Chcą mnie ograbić niektórzy, nie dopuść,
650 

Lecz zwól, bym żyła tu nadal bez szkody,
Atrydów domem władając i berłem,
Wespół z druhami, z którymi dziś żyję,
W słodkim spokoju, wśród dziatek, od których

Ani mi zawiść, ni gorycz nie grozi.
655 

O Apollinie! ziść wszystkie błagania,
Które zanosim, skinieniem twem błogiem;
A co przemilczę w tej modlitwie mojej,
Tego się domyśl, zaklinam, — tyś bogiem,

A synom Zeusa wszechwiedza przystoi.
660 

(Wchodzi Pedagog)

PEDAGOG

Niewiasty obce, pozwólcie się spytać,
Czy to jest władcy Egista domostwo?

CHÓR

Tak jest, przybyszu! Sam zgadłeś to trafnie.

PEDAGOG

Czyż jego żoną tę słusznie być mniemam,

Bo na me oko ma wygląd królowej.
665 

CHÓR

O tak, najsłuszniej. To ona przed tobą.