Strona:Sofokles - Elektra.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I to w tym wieku; czyż ona w bezwstydzie
615 

Wszelkiego czynu nie wyda się zdolną?

ELEKTRA

Wiedz ty, żem jeszcze nie wyzuta z wstydu,
Choć sąd twój inny; dziś słyszę, że działam
Nad wiek i płonę nieprzystojnym gniewem,

Lecz twa złość przecież i twoje to czyny
620 

Mnie popychają do gwałtu i winy,
Bo złe postępki są złego posiewem.

KLYTAJMESTRA

Bezczelna dziewko! ja i słowa moje
I czyny zbytnią tchną w ciebie wymowę.

ELEKTRA

Tyś więc wymowna, nie ja! Bo ty działasz,
625 

A gdy czyn knowa, zawtórzą mu słowa.

KLYTAJMESTRA

Na Artemidę! wnet ciężko odpłacisz
Twoją zuchwałość, gdy Egist się zjawi.

ELEKTRA

Widzisz, w gniew wpadasz, choć dałaś mi wolność

Mówić, co zechcę, — a słuchać nie umiesz.
630 

KLYTAJMESTRA

Czyż choć ofiary bez krzyków złowrogich
Nie ścierpisz, skoro ci usta rozwarłam?

ELEKTRA

Nuże, święć, składaj, nie złorzecz mym ustom,
Bo ja już słowa więcej nie wyrzeknę.

KLYTAJMESTRA

Złóż więc, służebno, zaraz te ofiary
625 

Różnoowocne, bym wzniosła do Boga
Modły, któreby tej zmory ujęły.
Wysłuchaj zaraz, o Febie, obrońco,