Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wypadki, w których piękne jéj paluszki padały policzkiem na wąsate twarze.
Zwali ją i Herodem babą i różnie jeszcze inaczéj, choć, spojrzawszy na nią, na wątłą postać, drobną figurkę, niktby się w niéj takiéj kąsliwéj istoty nie domyślił. Natomiast w miłości téż bywała szaloną do zapamiętania. Ale czasy amorów już przechodziły.
Dokończywszy fuków, pani hetmanowa dobyła z kieszeni list podskarbiny, niemiłosiernie pomięty, poczęła go prostować, rozdarła z pośpiechu, złożyła kawałki i przebiegła oczyma.
— Pisze mi podskarbina — rzekła z przekąsem — że król moję pensyą przywróci. Powiédz jéj acan, niech ją sobie dla swojéj metresy zatrzyma. Ja jéj nie potrzebuję i nie chcę.
Zmieniła głos i zapytała:
— Któraż tam teraz? jak się zowie?
Serwuś ramionami ruszył i nie odpowiedział.
— Gadajże, przecie to nie sekret, że ten wasz król się bez metresy nie obejdzie, choćby dla oka, bo zestarzał. Fleming musiał już mu nastręczyć inną, kiedy Denhoffową za Lubomirskiego wydają.
— Ale ja tam nic nie wiem o tém — mruknął Serwacy.
— Jakto, żebyś acan, przy dworze żyjąc, nic nie wiedział?
— A mnie to co obchodzi? — zawołał Przebendowski. — Ja domu pilnuję, u dworu nie bywam i w plotki się nie bawię.
— Jak mi Bóg miły, to z acana osobliwe stworzenie! — rozśmiała się hetmanowa i poczęła ręką szukać cybucha i fajki.
— Kiedy jaśnie pani rozkaże przyjść po odpowiedź?