Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pociejowa zajęta już była fajką swoją, która, padając, stłukła się. Patrzyła na rozbite kawałki i nie odpowiedziała rychło.
— Kiedy-bo ja się z acanem po polsku dogadać nie mogę! — zawołała zniecierpliwiona. — Pleciesz trzy po trzy; nie wiem jak tam swojéj pani służysz, ale jabym takiego mruka i do wieczora nie trzymała.
Pomyślał Serwacy, że u takiéj postrzelonéj baby i godzinyby nie wytrwał, ale zmilczał.
— Dzisiaj kulig do Zakrętu — odezwała się Pociejowa. — Ja nie mam chwili czasu na tę bazgraninę. Potém znów reduta... Ale — dodała — żebyś téż w Dreznie mógł powiedziéć, że i my się tu niczego bawimy, przyjdź-że mi acan popatrz na redutę. Zobaczysz że nietylko król umié zabawy wyprawiać, i nietylko w Dreznie są piękne kobiéty; u nas piękniejsze może. Ale z tych królowi jegomości nic nie przyjdzie. Dosyć już nazwodził.
Dodała wyrażenie dobitne, nieco mytologiczne, ale przez zęby i pocichu. Serwuś tylko szmer posłyszał.
Skłonił się na zaproszenie, myśląc w duchu że nie pójdzie na żadną redutę i stał, czapkę mnąc w ręku. Musiał téż o Minkiewiczu pamiętać.
— No, pojutrze dam acanu odpowiedź, jak się po reducie wyśpię — dodała Pociejowa. — Tymczasem acan sobie spocznij.
Popatrzyła nań jeszcze długo i skinęła mu głową.
— Pojutrze się rano acan zamelduj do Rózi mojéj, respons będzie gotowy i ustnie dam rezolucyą.
Serwuś, doczekawszy się odprawy, wyszedł, jak z łaźni.