Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cóż miał począć, będąc zmuszony usługę oddać swéj dobrodziéjce?
Pytanie garbusa i rumieniec i bladość na twarz mu wywołało.
— Co ja tu robię? — odrzekł — co ja tu robię?.. Błąkam się, nie mając zajęcia.
— A podskarbi?
— Puścili mnie z kwitkiem.
Mówiąc to, Serwacy myślał, że to pewnie nastąpić musi.
— A cóż ty ze sobą myślisz? — pytał towarzysz.
— Sam jeszcze nie wiem — rzekł Przebendowski, rozpatrując się. — Ale tu u was ludno, ludno!
— U nas zawsze jak na jarmarku — rozśmiał się garbaty. — Albo to się darmo jest hetmanem? A tyś podobno przy podskarbinie był i marszałkował u niéj w Dreźnie, od czasu jak męża porzuciła. Prawda to?
— Ano prawda — głową kiwając rzekł, Serwacy. — Marszałkowałem czy nie, alem nad jéj dworem miał nadzór. Hej Puciata! Gdyby tak pani hetmanowa potrzebowała człowieka, możebyś mnie nastręczył?
— Ciebie? jéj? — rozśmiał się garbus, poglądając na niezgrabnego towarzysza i pochylił mu się do ucha. — Ani ty, ani ja do niéj się nie zdamy, ja zamały jestem, a ty zaduży. Ona potrzebuje około siebie chłopców krew z mlékiem dorodnych! Nie lubi patrzyć nawet na takich jak my, nie ujmując tobie, że cię ze sobą równam.
Serwuś ruszył ramionami obojętnie, nie dbał bowiem bynajmniéj o swą powierzchowność, o któréj gorsze miał może wyobrażenie, niż Puciata. Miał się za szkaradnie od natury upośledzonego.