Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

muszów szlachty mocno nastraszeni, kroku już naprzód nie uczynią, a ten który zrobili, chcą i upiérają, się cofnąć.
— Tak mówiła? — zapytała spokojnie podskarbina.
— Powtórzyła mi to pokilkakroć i bardzo gwałtownie — dodał poseł.
— Wspomniała-ż co o pensyi swojéj? — odezwała się, nie okazując najmniejszego wzruszenia, Przebendowska.
— A, była i o tém mowa — odparł Serwuś — ale jak się wyraziła, tego przez respekt powtórzyć nie mogę.
— Przecież, przecie! Mów acan! — nalegała pani.
Serwuś zarumieniony oczy spuścił i żuć zaczął, jak zwykle, gdy był w kłopocie.
— Nie mam co obwijać — bąknął niewyraźnie. — Pani Pociejowa powiedziała: niech sobie ją król schowa, dla... dla któréj innéj z pań...
— Rozumiem — przerwała z gniewem trochę Przebendowska. — Mogła dodać, że i ona z tego tytułu ją miała, co inna. A cóż więcéj?
Serwacy poruszył ramionami.
— A czegóż więcéj potrzeba? — odezwał się. — Nahałasowała dużo i naklęła się, że co postanowiono, to się zmienić nie może, a pan feldmarszałek skrypt oddać musi.
— Nie odda go! — zawołała dumnie pani Przebendowska — niepowinien go zwracać i nie zwróci! Wszakże mu dobrowolnie komendę oddali hetmanowie. Więc co oni dali, to żony ich teraz myślą odbiérać! Smiéchu warto!
— Pani Pociejowa odzywała się z tém głośno i wszędzie to powtarzają, że gdyby mąż jéj uległ,