Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdy mu kontusz buraczkowy rozpróty przyniesiono, zażądał się stawić przed swoją panią.
Podroż, choroba, samotność, wszystkie biédy przebyte, tak jakoś podziałały na pana Serwacego, że się zmienił do niepoznania. Blady był i mizerniejszy niż dawniéj, ale postawa dawniejsza wystraszona, nieśmiała, pokorna, znacznie się stała rezolutniejszą, poważniejszą. Czuł w sobie jakieś zaufanie i męztwo, którego dawniéj nie miał.
Gdy stanął w progu swéj dobrodziéjki, podskarbina podeszła ku niemu z łagodnym uśmiéchem i dobrém słowem na ustach. Długo się w niego wpatrywała, nie mogąc sobie wytłumaczyć, jakim sposobem z téj poczwarki rozwinął się nagle człowiek tak stateczny jakiś i śmiało umiejący patrzyć w oczy.
— Chwała Bogu — rzekła — żeś acan téj podróży dla mnie podjętéj nie przypłacił życiem; miałabym ją była wiekuiście na sumieniu. Pani hetmanowa pisze mi, że acan ustnie masz mi dać na list odpowiedź. Mówże, proszę; niezmiernie-m jéj ciekawa.
Trochę się namyśliwszy, Serwuś począł;
— Pani mi przebaczy, że wszystkiego com słyszał od pani Pociejowéj powtórzyć nie potrafię; nie wszystkoby się powiedziéć godziło, bobym uszy pańskie obraził.
— O! znam ja ją dobrze, że język ma ostry i niepowściągliwy — przerwała zimno Przebendowska. — Mniejsza o to, że przykrém mi co być może: mów acan otwarcie!
— Tylem wyrozumiał z jéj mowy i usposobienia — rzekł Serwacy, że na nią i na panią hetmanową Sieniawską wcale tu liczyć nie można. Obaj panowie hetmanowie, usposobieniem ani-